Tytuł utworu jest bardzo istotny - ale dla słuchacza - to moja interpretacja. Zawsze łatwiej sięgnąć po muzykę, która nam sie z czymś kojarzy a tytuł naprowadza nas na styl gatunek bądź nastrój utwóru.
Ja pracując nad utworem nidgy nie wiem jaki będzie finał więc tytuł zostawiam na koniec, a przez to może, być niespecjalnie trafiony ale to dlatego że robię głównie bez vocalu. Bo kiedy mam ścieżkę vocalną to treść piosenki determinuje tytuł. Często kiedy pracuję nad jednym utworem pojawiają 2-3 inne pomysły, które nie pasują do linii utworu , a nadają się na nastepny utwór. Kiedy siadam do swojego DAW-a inspiracją staje sie pojedyńcza próbka dźwieku , kilka dzięków albo czerpię natchnienie z kawałków, których słucham lub słuchałem, potem to co wymyślę słucham od nowa i myślę z czym kojarzy mi się stworzona muzyka i wtedy wymyślam, albo proszę moją "Muzę" by doradziła mi jak zatytułować utwór by odzwierciedlał jego charakter. Najbardziej podoba mi sie podejście klasyków tytułowaniem: Concert fortepianowy Nr 1 np F moll - a ważne było to - kto sygnował go swoim nazwiskiem.,ale te czasy minęły . Tytuł odzwierciedla utwór, więc ma ogromne znaczenie dla słuchacza, żeby zechciał w ogóle go odsłuchać , więc tytuł determinuje czy ktoś zrobi karierę lub pozostanie zapomniany - choć patrząc z drugiej strony dzisiaj znaczenie ma chyba to, czy ktoś znajdzie sie w odpowiednim czasie, miejscu i będzie miał szczęście że faceci od promocji z jakiejś wielkiej wytwórni go zauważą, wtedy popularne stacje będa katować słuchaczy po 5 x dziennie tym samym kawałkiem i tak zapadnie w pamięć, że choć nikomu się nie podoba i tak będzie go nucić . Dla mnie samego tytuł nie ma znaczenia chyba tylko po to by potem poszukać kawałka lub płyty - jak czegoś słucham to mi się podoba, albo nie, po prostu tak mam . Muzyka ma w sobie to coś albo nie i nieważne czy jest 8-bitowa, czy grana przez wirtuozów . Kiedyś byłem na V Koncercie Fortepianowym Beethovena w filharmonii i powiniem być zadowolony bo to taki piękny utwór, a nie byłem bo pianista wirtuoz z Austrii zagrał go za szybko i nie bramiało to tak jak powinno. Trochę odbiegłem od tematu . Może jakbym pracował wiecej z vocalami to tytuł pewnie byłby początkiem całej produkcji, podobnie jakbym tworzył muzykę na zlecenie ale na razie tworzę tylko dlatego, że lubię to robić tytuł staje sie taką wisienką na szczycie i zakończeniem.
Ja pracując nad utworem nidgy nie wiem jaki będzie finał więc tytuł zostawiam na koniec, a przez to może, być niespecjalnie trafiony ale to dlatego że robię głównie bez vocalu. Bo kiedy mam ścieżkę vocalną to treść piosenki determinuje tytuł. Często kiedy pracuję nad jednym utworem pojawiają 2-3 inne pomysły, które nie pasują do linii utworu , a nadają się na nastepny utwór. Kiedy siadam do swojego DAW-a inspiracją staje sie pojedyńcza próbka dźwieku , kilka dzięków albo czerpię natchnienie z kawałków, których słucham lub słuchałem, potem to co wymyślę słucham od nowa i myślę z czym kojarzy mi się stworzona muzyka i wtedy wymyślam, albo proszę moją "Muzę" by doradziła mi jak zatytułować utwór by odzwierciedlał jego charakter. Najbardziej podoba mi sie podejście klasyków tytułowaniem: Concert fortepianowy Nr 1 np F moll - a ważne było to - kto sygnował go swoim nazwiskiem.,ale te czasy minęły . Tytuł odzwierciedla utwór, więc ma ogromne znaczenie dla słuchacza, żeby zechciał w ogóle go odsłuchać , więc tytuł determinuje czy ktoś zrobi karierę lub pozostanie zapomniany - choć patrząc z drugiej strony dzisiaj znaczenie ma chyba to, czy ktoś znajdzie sie w odpowiednim czasie, miejscu i będzie miał szczęście że faceci od promocji z jakiejś wielkiej wytwórni go zauważą, wtedy popularne stacje będa katować słuchaczy po 5 x dziennie tym samym kawałkiem i tak zapadnie w pamięć, że choć nikomu się nie podoba i tak będzie go nucić . Dla mnie samego tytuł nie ma znaczenia chyba tylko po to by potem poszukać kawałka lub płyty - jak czegoś słucham to mi się podoba, albo nie, po prostu tak mam . Muzyka ma w sobie to coś albo nie i nieważne czy jest 8-bitowa, czy grana przez wirtuozów . Kiedyś byłem na V Koncercie Fortepianowym Beethovena w filharmonii i powiniem być zadowolony bo to taki piękny utwór, a nie byłem bo pianista wirtuoz z Austrii zagrał go za szybko i nie bramiało to tak jak powinno. Trochę odbiegłem od tematu . Może jakbym pracował wiecej z vocalami to tytuł pewnie byłby początkiem całej produkcji, podobnie jakbym tworzył muzykę na zlecenie ale na razie tworzę tylko dlatego, że lubię to robić tytuł staje sie taką wisienką na szczycie i zakończeniem.