Świetny tekst, naprawdę przyjemnie się czyta coś takiego. Przywołuje też własne wspomnienia.
Mam tylko pewien niedosyt bo jak już zacząłem się wkręcać w tekst to nagle się okazało, że to koniec :P
Ja też zaczynałem od eJaya, ale bawiłem się nim jeden dzień po czym stwierdziłem, że to fajna zabawka i dałem sobie z tym spokój. W ogóle to nigdy nie uważałem się za miłośnika muzyki. Podobało mi się kilka utworów, ale sam nie grałem na żadnym instrumencie, nie śpiewałem, piosenki z radia w większości przypadków mnie irytowały(tak jest zresztą do dziś) i w sumie nigdy bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek będę miał z muzyką coś wspólnego.
Parę lat później katalizatorem mojej przygody okazał eJay dance 5, który pożyczył mi mój zacny kolega, w internetach niektórym znany jak Zenoine. Był to chyba pierwszy eJay, w który można było układać sobie własne melodie(co prawda w sekwencerze krokowym, ale zawsze coś) i w pewnym stopniu wpływać na brzmienie instrumentu.
To już wystarczyło, żeby zajarać się tym na dobre. Pamiętam to podniecenie kiedy odpalałem swoją pierwszą wyrenderowaną mp3, to były czasy... Tak wraz z kolegą puszczaliśmy sobie nawzajem swoje produkcje w szkole.
W tamtych czasach byłem w stanie skleić kilka kawałków tygodniowo
Pamiętam jak zawsze jarałem się moimi nowymi kawałkami po czym odpalałem utwór jakiegoś profesjonalnego wykonawcy no i parówa opadała... Dlaczego mój utwór brzmi tak słabo? Jak oni to robią?
Przesiadywałem godzinami starając się przeanalizować sytuację. Gapiłem się w winampowe spektrum jak głupi porównując swoje produkcje z profesjonalnymi. Starałem się wsłuchiwać w każdy szczegół i próbować odtworzyć coś podobnego. Najoczywistszą kwestią było to, że dźwięki miały bogatsze barwy. To były jeszcze czasy kiedy jarałem się wiksiarskimi leadami, ale w żaden sposób nie potrafiłem uzyskać podobnego brzmienia.
Niedługo potem (niecały rok) miałem przyjemność po raz pierwszy zetknąć się z FL 3.
Z dzisiejszego punktu widzenia ten program wydawał by się bardzo biedny, ale kiedy przesiadałem się z niego na eJaya to był dla mnie ogromny szok Pierwszy raz poczułem się bardziej ograniczony swoją wyobraźnią niż jakimś głupim programem. Wcześniej myślałem, że aby tworzyć muzykę trzeba pochodzić z jakieś muzycznej, bogatej rodziny, mieć jakiś kosmiczny sprzęt, 5 fakultetów, talent i genialny słuch. Po części jednak w końcu zmieniłem zdanie.
Wtedy też postanowiłem postawić sobie jakże ambitny życiowy cel - zostać najlepszym muzykiem na świecie xD
Mimo ogromnych możliwości jakie dawał mi nowy DAW ciągle jednak nie potrafiłem uzyskać upragnionego leadu.
Pamiętam jak się z tym gimnastykowałem. Wycinałem i obrabiałem sample z gotowych produkcji, ale ciągle efekt był marny. W FL nie działały mi efekty na ścieżkach więc wszystkie sample zgrywałem i miksowałem w eJay drect gold (czy jakoś tak to się nazywało). Dopiero chyba od piątej wersji zaczęło wszystko działać jak należy.
W końcu Zenoine kupił sf leady od East Clubbers no i to było to brzmienie! ...tyle że pech chciał, że w tym czasie przestałem się już tak jarać wiksą i zacząłem słuchać dnb no i chyba nie mam żadnego kawałka w których je wykorzystałęm :P
Później było coraz gorzej - rany na rękach wyglądały paskudnie i słabo się goiły, musiałem zacząć kłuć się w po uszach i innych dziwnych miejscach... a nie... zaraz... miałem pisać o przygodzie z muzyką :P
No więc tak to się mniej więcej kręciło. Powoli zaczynałem zgłębiać coraz to bardziej wyrafinowane tajniki produkcji i zbliżać się do pożądanych rezultatów.
Niestety Zenoine stracił zapał do produkcji, nad czym bardzo ubolewam bo uważam, że ma wielki talent. On mam jakąś taką chyba wrodzoną intuicję. Potrafił w eJayu tak zmiksować kawałek, że powstawała mu elegancka pompka, która nie zaburzał zbytnio innych dźwięków, jedynie ustawiając odpowiednio głośność ścieżek i podbijając master - w dance 5 nie było efektów na kanałach jedynie na masterze był wbudowany statyczny kompresor. Potrafił skleić sample, które ja uznałbym za beznadziejne, w spójną, interesującą całość. Zawsze byłem pełen podziwu jego pomysłów i kolejne jego produkcje nakręcały mnie do dalszej pracy. Był też jedyną osobą z moich znajomych, któremu puszczałem swoje kawałki. Kiedy przestał się tym zajmować ja też trochę straciłem motywacji, alby było już za późno - wpadłem w nałóg na dobre i nie było odwrotu.
Tak też kleję sobie coś do dziś. Ciągle jeszcze nie jestem do końca zadowolony ze swoich produkcji, ale czuję, że cały czas idę do przodu, małymi kroczkami. Nie poświęcam temu tyle czasu ile bym chciał bo jak to się mówi "życie", ale nie mniej bez paru godzin przy mikserze w tygodniu nie potrafię egzystować
Mam tylko pewien niedosyt bo jak już zacząłem się wkręcać w tekst to nagle się okazało, że to koniec :P
Ja też zaczynałem od eJaya, ale bawiłem się nim jeden dzień po czym stwierdziłem, że to fajna zabawka i dałem sobie z tym spokój. W ogóle to nigdy nie uważałem się za miłośnika muzyki. Podobało mi się kilka utworów, ale sam nie grałem na żadnym instrumencie, nie śpiewałem, piosenki z radia w większości przypadków mnie irytowały(tak jest zresztą do dziś) i w sumie nigdy bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek będę miał z muzyką coś wspólnego.
Parę lat później katalizatorem mojej przygody okazał eJay dance 5, który pożyczył mi mój zacny kolega, w internetach niektórym znany jak Zenoine. Był to chyba pierwszy eJay, w który można było układać sobie własne melodie(co prawda w sekwencerze krokowym, ale zawsze coś) i w pewnym stopniu wpływać na brzmienie instrumentu.
To już wystarczyło, żeby zajarać się tym na dobre. Pamiętam to podniecenie kiedy odpalałem swoją pierwszą wyrenderowaną mp3, to były czasy... Tak wraz z kolegą puszczaliśmy sobie nawzajem swoje produkcje w szkole.
W tamtych czasach byłem w stanie skleić kilka kawałków tygodniowo
Pamiętam jak zawsze jarałem się moimi nowymi kawałkami po czym odpalałem utwór jakiegoś profesjonalnego wykonawcy no i parówa opadała... Dlaczego mój utwór brzmi tak słabo? Jak oni to robią?
Przesiadywałem godzinami starając się przeanalizować sytuację. Gapiłem się w winampowe spektrum jak głupi porównując swoje produkcje z profesjonalnymi. Starałem się wsłuchiwać w każdy szczegół i próbować odtworzyć coś podobnego. Najoczywistszą kwestią było to, że dźwięki miały bogatsze barwy. To były jeszcze czasy kiedy jarałem się wiksiarskimi leadami, ale w żaden sposób nie potrafiłem uzyskać podobnego brzmienia.
Niedługo potem (niecały rok) miałem przyjemność po raz pierwszy zetknąć się z FL 3.
Z dzisiejszego punktu widzenia ten program wydawał by się bardzo biedny, ale kiedy przesiadałem się z niego na eJaya to był dla mnie ogromny szok Pierwszy raz poczułem się bardziej ograniczony swoją wyobraźnią niż jakimś głupim programem. Wcześniej myślałem, że aby tworzyć muzykę trzeba pochodzić z jakieś muzycznej, bogatej rodziny, mieć jakiś kosmiczny sprzęt, 5 fakultetów, talent i genialny słuch. Po części jednak w końcu zmieniłem zdanie.
Wtedy też postanowiłem postawić sobie jakże ambitny życiowy cel - zostać najlepszym muzykiem na świecie xD
Mimo ogromnych możliwości jakie dawał mi nowy DAW ciągle jednak nie potrafiłem uzyskać upragnionego leadu.
Pamiętam jak się z tym gimnastykowałem. Wycinałem i obrabiałem sample z gotowych produkcji, ale ciągle efekt był marny. W FL nie działały mi efekty na ścieżkach więc wszystkie sample zgrywałem i miksowałem w eJay drect gold (czy jakoś tak to się nazywało). Dopiero chyba od piątej wersji zaczęło wszystko działać jak należy.
W końcu Zenoine kupił sf leady od East Clubbers no i to było to brzmienie! ...tyle że pech chciał, że w tym czasie przestałem się już tak jarać wiksą i zacząłem słuchać dnb no i chyba nie mam żadnego kawałka w których je wykorzystałęm :P
Później było coraz gorzej - rany na rękach wyglądały paskudnie i słabo się goiły, musiałem zacząć kłuć się w po uszach i innych dziwnych miejscach... a nie... zaraz... miałem pisać o przygodzie z muzyką :P
No więc tak to się mniej więcej kręciło. Powoli zaczynałem zgłębiać coraz to bardziej wyrafinowane tajniki produkcji i zbliżać się do pożądanych rezultatów.
Niestety Zenoine stracił zapał do produkcji, nad czym bardzo ubolewam bo uważam, że ma wielki talent. On mam jakąś taką chyba wrodzoną intuicję. Potrafił w eJayu tak zmiksować kawałek, że powstawała mu elegancka pompka, która nie zaburzał zbytnio innych dźwięków, jedynie ustawiając odpowiednio głośność ścieżek i podbijając master - w dance 5 nie było efektów na kanałach jedynie na masterze był wbudowany statyczny kompresor. Potrafił skleić sample, które ja uznałbym za beznadziejne, w spójną, interesującą całość. Zawsze byłem pełen podziwu jego pomysłów i kolejne jego produkcje nakręcały mnie do dalszej pracy. Był też jedyną osobą z moich znajomych, któremu puszczałem swoje kawałki. Kiedy przestał się tym zajmować ja też trochę straciłem motywacji, alby było już za późno - wpadłem w nałóg na dobre i nie było odwrotu.
Tak też kleję sobie coś do dziś. Ciągle jeszcze nie jestem do końca zadowolony ze swoich produkcji, ale czuję, że cały czas idę do przodu, małymi kroczkami. Nie poświęcam temu tyle czasu ile bym chciał bo jak to się mówi "życie", ale nie mniej bez paru godzin przy mikserze w tygodniu nie potrafię egzystować