Mam nadzieję, że wszyscy ci, którzy zajrzą na MP będą ciekawi przeczytać mój kolejny, poniższy tekst, podobnie jak poprzedni, który napisałem o normalizacji (tak aby omówić w nim bardzo złą praktykę podejścia do tego tematu).
Jeśli więc już wiadomo, że ''loudness analizator streamingowych platform'' to nic innego jak informacja o tym, o ile będzie ściszony twój kawałek, czyli zwykłe zjechanie potencjometrem (!), bez żadnych procesów, to pozostaje jeszcze odkłamać teorię -14 LUFS. Na wielu stronach jest napisane, że kawałki muszą być masterowane na -14 LUFS. W gruncie rzeczy ten właśnie temat bardzo wiąże się z moim wcześniejszym postem.
Pierwsza podstawowa rzecz to poziom LUFS. Jeden pisze -14, bo tak mu wychodzi w loudness.com, wtedy nie ma ''kary'' (słowo, które wydumał jeden „zasłużony dla forum użytkownik”). Drugi napisze -10 LUFS, inny -8 a jeszcze inny -7 itp. Najgorsze podejście, według mądrzejszych ode mnie, to -14 LUFS, które często (niestety) jest powielane w necie. Taki kierunek masterowania skutkuje tym co widać poniżej:
Jest to „wkładanie teorii'' do głów nowym producentom, przez ludzi, którzy nie rozumieją dzisiejszej muzyki lub/i zależy im na tym aby odciążyć wielkie platformy streamingowe. To coś tak niedobrego jakby przykładowo na portalu o wyścigach, ktoś dawał porady, że jeśli chcesz osiągnąć poziom Maxa Vestappena to najlepiej będzie jak sobie odkręcisz jedno koło – wtedy na pewno ci wyjdzie! To samo tyczy się innych poziomów, jak -10 , -8 itd. Oczywiście są pewne standardy, że EDM powinien mieć między -8 a -6, że hardcore/terror może zejść nawet do -2 LUFS ale... rada jest jedna: muzykę robi się tak głośną na ile jest to możliwe, w zgodzie z danym gatunkiem! I tyle.
A teraz techniczne podejście – dlaczego nie należy słuchać zwolenników, którzy namawiają na -14 LUFS lub inne wartości.
Wpierw taka ciekawostka; już w 2005 roku, jeszcze przed wyjściem ''dyrektywy'' EBU, straszono, że realizatorzy nie będą przyjmować zbyt głośnych kawałków – radio, platformy sprzedażowe jak Beatport itd. Było to celowe, bo miało zmniejszyć koszta ''ustawy'' europejskiej, która wypłynęła z Genewy. Jakby producenci (wszyscy) dostosowali się do tego, to niepotrzebne byłyby normalizacje. Oczywiście mało kto się tym przejął.
Gdy wielkie platformy zobaczyły, że nie mogą nikogo namówić, zastraszyć do „zjechania z głośnością” wprowadziły normalizację, która sama w sobie ma też plusy – pisałem o tym w poprzednim moim poście („Normalizacja głośności – czy jest się czego bać?”). W skrócie: masz wszystko na jednym poziomie i nie martwisz się, że zaraz „wystrzeli ci coś w kosmos”.
Dlaczego więc w top Billboardu kawałki dalej są robione na -6 LUFS integrated, i czemu wszyscy chcieliby osiągnąć taki poziom muzyki, jakości? Z jakiego powodu te kawałki mają po setki milionów wyświetleń?
Teraz zajrzyjcie na tę stronę – znalazłem najbardziej przystępną (z wielu) gdzie odkłamują niedorzeczne porady.
Tłumaczenie (tłumacz google):
Czemu oni to robią?
Główne platformy robią to już od jakiegoś czasu. Spotify kiedyś obniżyło poziom odtwarzania z -11 zintegrowanych LUFS do -14. Oznacza to, że obniżyli poziom docelowy o 3dB / 3LU. Powodem, dla którego to robią, jest doświadczenie użytkowników.
Jedną z najczęstszych skarg słuchaczy są niespójności w głośności. Zarządzanie głośnością działa tak aby temu zaradzić.
Co to dla mnie znaczy?
Sprawi, że uwierzysz, że oznacza to, iż musisz się dopasować. Powiedzą ci, że trzeba opanować ten poziom, aby uzyskać najlepszy możliwy wynik. To jest chybiona rada. Co gorsza, całkowicie mija się to z celem platform wdrażających zarządzanie głośnością!
Jak to działa?
Gdy master jest dystrybuowany na ich platformę, Spotify analizuje względną głośność utworu i po prostu zwiększa lub zmniejsza poziom głośności, aby dopasować go do docelowego poziomu odtwarzania za pomocą prostych, nieniszczących (utwór) zmian wzmocnienia. Nie różni się to niczym od ściągania suwaka na ścieżce.
Mają też ogranicznik na miejscu, ale należy zrozumieć, że nie służy on do normalizacji, ale do zapobiegania przesterowaniom podczas zmiany wejścia wzmocnienia.
Oto praktyczny przykład: powiedzmy, że opanowuję piosenkę do zintegrowanej -10 LUFS. Docelowy poziom odtwarzania Spotify to -14 LUFS zintegrowany. 1 LU odpowiada 1 dB. Więc ściszają mój master o 4dB. Otóż to! Nie wyrządzono żadnych szkód. Wszystko, co zrobili, to po prostu ściszyli, tak jak przy użyciu prostej regulacji głośności. Platformy, które to robią, są na ogół dość nieśmiałe, jeśli chodzi o to, w jaki sposób i do jakiej liczby celują. Jednak ciekawi i entuzjastyczni inżynierowie z całego świata zmierzyli wydajność odpowiednich platform i udostępnili te informacje online.
To jest świetne, ale jak zwykle, ludzie biorą te rzeczy zbyt dosłownie i zanim się zorientujesz, wszyscy mówią o stworzeniu osobnych wzorców dla każdej platformy. Niestety, takie nastawienie całkowicie mija się z celem zarządzania głośnością. Co gorsza, zmusza ludzi do podążania ścieżką, na której podejmują decyzje na podstawie jakiejś arbitralnej liczby, w przeciwieństwie do zalet samego dźwięku.
Więc mam to zignorować?
Nie. Nie ignorujesz tego. Po prostu sobie to uświadomisz.
Na samym końcu mamy tekst o tym, że przesterowane kawałki nie są dobre (co jest zrozumiałe) i strona proponuje użycie FG-X od Slate Digital – reklama, więc można przestać czytać.
Z kolei ten producent w bardzo przystępny sposób tłumaczy co się stanie, jak będziemy ściszali nasze kawałki zgodnie z wytycznymi loudness.com. Polecam włączyć napisy PL. Co ciekawe gość chwali normalizację i bardzo ją lubi, mówi o jej zaletach.
Najważniejsze w tym filmiku jest to:
Przykładowo – nasłuchałeś się złotych rad z neta – robisz kawałek aby „nie urazić” platformy Spotify – wychodzi ci jakiś poziom LUFS, dajmy na to -13 – nie masz ''kar'' i cieszysz się, że twój kawałek na Spotify BRZMI TAK SAMO JAK NAJLEPSZYCH muzyków na świecie - nie możesz w to uwierzyć. Wyłączasz normalizację w Spotify i... kupa. Kawałek twój zostaje na -12 a innych topowych, do których chciałeś się podpiąć, poszybowały w górę i brzmią... ZAJEBIŚCIE.
Rozumiesz już jaki jest sens ściszania tracków w czasie produkcji? ŻADEN. Muzykę robi się, aby brzmiała czysto, dobrze, o porządnej separacji, z szeroką sceną i energią. Jak będziesz ściszał kawałek, podczas masteringu, i obserwował LUFS (zgodnie z wytycznymi loudness.com), to tylko odejmiesz pracę platformom streamingowym i w efekcie zaszkodzisz jakości twego dzieła. Głośna muzyka, co by to nie znaczyło, w wielu gatunkach jest wielce pożądana – EDM, trance, techno...
Jeszcze jeden bardzo ważny wniosek: po wyłączeniu normalizacji mamy dość sporą różnicę w poziomie głośności (twój track na -12 i obok utwór PRO na -6), jeśli ktoś jest uparty i pomyśli: ''pal licho tę głośność, zawsze mogę sobie podkręcić gain i dalej będę brzmiał jak top'' to bardzo się myli. Pomimo podkręcenia głośności utwór nie będzie brzmiał już tak jak w czasie normalizacji porównując go do czołowych tracków. Kwestia jest złożona i specyficzna.
Do tego pamiętaj, że tracki wciąż wychodzą na CD, nawet Vinyle przechodzą drugą młodość. Kawałki możesz kupić na Beatport, Juno, Hardtunes itp. Cyfrowo nie kupujesz kawałków znormalizowanych! Słuchasz je takimi jakimi zostały stworzone przez muzyków i zmasterowane przez wytwórnie.
Nie martw się za bardzo ''Lufsem'' i wytycznymi, które wypisują w necie. Bardziej należy skupić się na wzorowych kawałkach tych, które zajmują topowe pozycje w świecie (np. w danym gatunku) i analizować je względem swoich produkcji. Wtedy to sprawdzasz LUFS porównując z profesjonalnymi produkcjami (tracki referencyjne). Bo jeśli będziesz dążył do 0.00 w loudness.com i masterując ograniczysz się LUFS'ami, to „zrobisz sobie pod górkę”.
Analizując wypowiedzi innych uczestników tej ciekawej tematyki (normalizacja, loudness.com, LUFS) cieszę się, że tacy użytkownicy jak Sowa i In-Tegral zgadzają się ze mną w tym, że żadna wojna głośności nie istnieje. Technika poszła tak do przodu, że kawałki mogą być głośne i dobre (w swoim muzycznym stylu) – ale do tego trzeba dojrzeć – wypracowana technika, doświadczenie i mentalność. To, że na przestrzeni lat muzyka stawała się coraz głośniejsza nie oznacza przecież żadnej wojny. Termin ''wojna głośności'' oczywiście jest używany, w takim ujęciu, że utwory stawały się coraz głośniejsze od początków rejestracji muzyki.
Kończąc – NIE normalizujcie swoich kawałków w czasie masteringu, nie zaniżajcie LUFS – tego nie robi żaden świadomy producent. -14 LUFS, czy inne wartości, to bzdura (prócz „widełek”, w które należałoby się wpasować analizując tracki referencyjne). Nie wyręczaj normalizacji, ona i tak ci ściszy kawałek na streamie, ale powód jest już wiadomy i mam nadzieję, że jasno i przystępnie przeze mnie wyłożony.